A to moje wiersze, w których poznasz mnie bliżej...
Wiersze Najnowsze RozpacZ
Och Duszo Ma
Nie wiem jak dziękować Ci mam, za Twój dar
Dziękuję, od Ciebie prezent przyjmę każdy
I ten dzień zapamiętam na zawsze, kiedy to
Zostawiłaś mnie samego, na pastwę losu
Zabierając mi ostatnie to, co kochałem z serca czystego
Czułem świat i moje wnętrze rozerwane w strzępy
Godność mą w pył zdeptałaś w mig
Jak starą szmatę, która przestała być przydatna, odrzuciłaś
Zepchnęłaś mnie nad krawędź przepaści, ciemnej i głębokiej
Nie pozwoliłaś mi iść do siebie, wiec odszedłem
I skoczyłem w nią w przerażeniu wielkim
Leciałem w dół pół nocy, czując powietrze spod mojego ciała
Bałem się strasznie, świat ginął mi w nicości
Cóż mam zrobić? Co uczynić, by wrócić w przeszłość
By odzyskać to, co zburzyło mój świat
Teraz nie mam nic i cały świat odszedł w dal
Tylko glosy zostały, armia cała nawołująca do ataku i poddania
Aspekty
Każdy chciał coś ugrać, udając ślepca niewidzącego mnie w rozsypce
Każdy tylko czegoś chce ode mnie
Spieprzać ! Dość was już mam i nie kocham już Was
Wykorzystany przez wszystkich, co to był za ból
Cóż to była za pustka w moim wnętrzu
Jakbym miał zapaść się w samego siebie i już nigdy nie wrócić, zapomniany
Czym na to zasłużyłem, czym? Dlaczego mi się to przytrafia?
Ból płacz, rozpacz, niedowierzanie, dramat mojego życia
I spadając tak w dół bezkresny myślałem, że nie wrócę
Że będę spadał i spadał pogrążając się w swojej niemocy i smutku
Bezradność
Jestem tylko ja a wszystko inne odeszło
Nikogo już nie słyszę, jedynie pustą ciszę
Ona trwa rozciągnięta w bezczasie
A ja tkwiący w niej w wewnętrznym chaosie
Myślałem, tyle jestem wart?
Tylko tyle znaczę?
Ale kto odpowie jak sam niewiele znaczę dla siebie
Oddając serce, zatrącając się w rozpaczy
Spadając tak, tylko głos jeden słuchał mnie
Mój głos, szczery i czujący
Współczujący, odwagą mnie wspierający, pocieszał
Pokazując mi sceny z przeszłości
Kiedy to wpadłem w wir namiętności
Oddając całego siebie, szczęście tracąc swoje jednocześnie
Życie, takie jest życie, pisząc swą historie
Smutek, płacz, szczęście i radość
To jego przymioty
I głos ten co ukojenie mi przynosił
Wspierając mnie w tych ciężkich chwilach
Pokazał mi drogę inną, jasną i prostą
Wolność!! To skarb niebywały
Ciesz się nią o człowieku wspaniały
Wolność zyskałeś, murem odgrodzony fałszywej miłości
Czy wiesz już jak to jest? Gdy sam sobie kłody podkładałeś?
A nie mówiłem?
Pamiętam to już teraz dokładnie
Kiedy uczucie do osoby wielkie rosło
Zasłaniając mi swoje własne
Niewola
Sam byłem sobie katem i ofiarą także
Kiedy to głos Twój, olałem wprawdzie
Lecz teraz wiem, że to się liczy znacznie
Głosu swego serca słuchać, uważnie
I tak spadając dalej w tej czarnej i ciemnej nocy
Twój głos kotwicą moją pozostał
I już nie spadałem, tylko stałem twardo
I myślałem, że to juz się skończy
Ale to początek był dopiero
Pokazałaś mi na ekranie wielkim
Wszystkie chwile razem spędzone
Te chwile słodkie i gorzkie zarazem
Czy ja umarłem, że widzę swoje na nim życie?
Czy to już koniec mój w ziemskim pobycie?
Ale ja tak mocno kochałem życie!
I patrz na nie w swym rozkwicie
Patrz na nie uważnie i przyglądaj się bacznie
Bo to momenty twej zguby wyświetlają się właśnie
Momenty Twej chwiejności w słuchaniu mego głosu
Doprowadziły Cię do tego chaosu
Przyglądałem się patrząc jakby z boku
Jakbym widział dwoje ludzi razem
A ja stałem przy nich obok
I widziałem te gry wszystkie grające wokół
Wstyd mi było, że nie słuchałem się Ciebie
A Ciebie sobie obrałem jako szczęście moje
Jak złote monety przelatujące przez palce
Tak ja gubiłem Cię, raz za razem
Pokazałaś mi wszystko, i nic nie zachowałaś dla siebie
Szczerości takiej pragnę i pragnąłem zawsze
Prawdę jak kolec róży raniącą mnie poważnie
Kłamstwa więcej nie zdzierżę i nie życzę jej sobie
Bo prawdę cenię bardziej niż kłamstwo powabne
I tak zakończył się ten horror właśnie
Otwierając rano oczy w dezorientacji wielkiej
Kim ja jestem, gdzie i co ja tu robię?
Pragnąłem poznać odpowiedź, lecz nie było żadnej
I po chwili przypomniało się to, czemu tak cierpiałem
Lecz emocje te i uczucia wszelkie do mnie napływające
Jak po zjeżdżalni, do serca sunące
W mig się rozpływały jakby w czarną dziurę wciągane
Nie mogłem już cierpieć choć człowiek pragnął tego wielce
Bo nie było tych uczuć, które nikły w serca odmęcie
Talerz to był jakby dysk na całą moją pierś wirujący
Pochłaniający i dezintegrujący
Nic nie mogło zostać dłużej rozpływając się w tym wirze
Ciało lekkie jakby skrzydła z pęt wypuszczone
Mogłem znowu na nowo rozłożyć i w lot się wzbić wysoki
Co to za uczucie?
To ty, bez kajdan swoich, czy w końcu czujesz że żyjesz?
O tak! Co ja dla siebie narobiłem?
O jak cudownie, o jak cudownie! Teraz żyć mi się chce na poważnie
Jakbym wyszedł z jaskini ciemnej i czarnej
I jakbym znalazł światło w swoim życiu jasne
Nigdy się tak nie czułem jak wtedy, wolny, niczym nieskrępowany
Pijąc cudowną gorzką kawę, której nienawidził człowiek
Kim teraz jestem, że tu zmiany takie zaszły?
Sto lat śpiewając sobie, pytanie to zadawałem
Nigdy nie czułem takiego popędu życia jak teraz właśnie
Pełen sił i ochoty by zrobić coś w swoim życiu
Motywacja niegasnąca i rosnąca znacznie
Daje sił do podróży własnej
Życie to bajka a w bajce różne są postacie
I jak w każdej bajce, serce jest bardzo ważne
Bo gdy przyjdzie kostucha w ciele pięknym i młodym
Co zrobisz? Czy pójdziesz gdzie Ci rozkaże?
Czy serca swego usłuchasz i postąpisz rozważnie?
SAMOtność
Samotność jest jak płynąca rzeka
Płynie nieprzerwanie, porywając wszystko to
Co nie utrzyma się pod jej naporem
Nurt jej prowadzi zawsze niżej i niżej
Aż wleje się do oceanu jedności
Gdzie spotykają się inne rzeki
Bowiem rzeka zawsze płynie samotnie
Bywa jednak tak, że jedna spotyka drugą
I łączą się one razem w całości
By płynąć dalej w nieprzerwanej znajomości
Każda z nich posiada coś swojego
Co czyni ją unikatową
Posiada własną wolę i mądrość
Którą nabyła od kiedy zaczęła swą wędrówkę
Z gór wysokich
Samotność dla mnie, kojarzona była z nudą
Z nieprzerwanym uczuciu, tęsknoty i marazmu
Ucieczka od niej jedynym rozwiązaniem była
Bo strachem napawała, brakiem akceptacji
To jak by, zamkniętym być w klatce
W izolacji potężnej i wyobcowaniu wszelkim
Jakby ktoś banicję Ci nakazał
A ty jak wykluczony i osierocony
Z braku towarzystwa, odseparowany
Jednak gdy dasz się ponieść tej rzece
Ona wypłucze wszelką, samotność z serca
I wleje weń szczęście i miłość swą dla siebie
Wtedy staje się mieczem ostrym
Tnącym wszelkie smutki i depresje
Lecz trzeba wstać, nie ma innej drogi
Wskoczyć w toń samotności, by dojrzeć jej mądrość
Ona porwie Cię tam gdzie nie byłeś nigdy
I na zawsze stracisz, strach odrębności
Daj się jej ponieść i zobaczyć świat szeroki
Gdyż teraz masz wszelki czas, na te cudowności
Czy pamiętasz swe łzy oderwania?
Kiedy to rozłąka była nie do zaakceptowania?
Wskocz do mego nurtu ja czekam na Ciebie
Zabiorę Cię tam, gdzie odnajdziesz Siebie
Gdzie marzenia Twe istnością się staną
Gdzie radość twa, rzeką płynącą na wieki, pozostanie
JAM JEST
I stało się tak, że życie moje
Zaczęło się na nowo
Serce raduje się muzyką
Wypełniającą przestrzeń
I cały JA, jak ptak wolny
Delfin swobodny i dzik odważny
Radość ma, chyba końca nie ma
Bo gdy patrzę, tam bezkresna
Przestrzeń się odkrywa
A nicość ta, pustka wszelaka
Lękiem z ogromu swych możliwości
Napawa
A jednak z ufnością i siłą tryskającą
Otacza i oblewa
Siła jej z nicości pochodzi
W której nie ma żadnej odrębności
Jedność ta, jak piętno, co usunąć nie sposób
Jest mą kotwicą, by osiągnąć spokój
Jak okrycie w czasie burzy osłania
Tak ta Jedność, przed nami wszystko, odsłania
Życie me cudowne z magii odlane
Pasji życia, pragnę złożyć me oddanie
I zawsze BYĆ, na jej zawołanie
Pasjo ma, co kierunków swych nie znasz
Ty, która prostotą i lekkością się odznaczasz
Zawsze jesteś tam gdzie nowe życie
Się roztacza
I pełnią potencjałów, każdego otaczasz
Bez warunków, miłością z serca czystego
Napawasz nas wszystkich, dnia codziennego
Mój hołd to jest dla Ciebie
O miłości życia, mój powszedni chlebie
Pragnę iść za Tobą, tam gdzie szczęście moje
Do świata gdzie nie liczą się już
Obawy czy znoje
O JAM JEST gdzie oblicze TWOJE
kołysze i utula jakby snu spowiciem
Utul i mnie, ukołysaj
W świecie tym JAM JEST OBLICZEM
JAM JEST TYM KIM JESTEM
I dumny z tego JESTEM, kotwicą
Co gdy w szkwałów momentach
Chcą zatopić JAM JEST w swych odmętach
Jednak JAM JEST SIŁĄ I SPOKOJEM
JAM JEST DOMEM SWYM tu gdzie stoję
Zapraszającym wszystkich Gości, na swe pokoje.
Rejs
Podróż moja z Tobą, jak wycieczka życia
Za górami za lasami w magii krainie
Odnalazłem Cię tam, gdzie czas nie płynie
Miałem go pod dostatkiem, jakby płynąc statkiem
Po jeziorze błękitnym
By dojść nie idąc wcale, znaleźć Cię, nie szukając
Gdzie tym razem popłynąć nam się uda?
Mało to istotne, jak długa była by to żegluga
Partnerko moja i życie moje w spełnieniu
Cóż dzisiaj zrobimy razem w bezzastanowieniu?
Czy będzie to rejs daleki, czy leżenie w słońca cieniu
Nieważne to, gdy już razem z Tobą w jedności
Kiedy nie ma już dwoistości bez rozdzielności
Kiedy nie ma już dolin i lasów do przejścia
Kiedy tylko wyżyny zostały, naszego szczęścia
Ja zawsze z Tobą a Ty ze mną za ręce razem
Idąc po ziemi, która jak sługa, za naszym przykazem
Za naszą modłą i naszym rozkazem
Pod naszymi nogami, nad naszymi głowami
Czyni to co pragniemy, naszymi sercami
Wszystkimi jej siłami
Razem złączeni w nierozerwalnym związku
Komunia to najświętsza, dająca życie
Niczym tlen i wodór w swym miłości wirze
Dają życie całemu światu
Tak i My razem w tańcu od nocy do świtu
Jak dwoje kochanków w pełnym rozkwicie
Jak pierwsze kwiaty, podczas wiosny przyjściu
Rozwijają swe pąki, ukazując swe wnętrza
Otwarte na wszystkich, którzy pragną zaznać
Całego tego słodkiego szczęścia
Jak motyl, po wyjściu z kokonu
Gdy gotów jest wzbić się do lotu
Tak i My lecimy razem w przestrzeni spokoju
Wiatrem niesieni, ponad chmurami, bez celu
Na kompas nie patrząc, kierunków nie znając
Polecimy wszędzie tam, samego szczęścia zaznając
Jak gęsi czy bociany wolne do domu wracając
Tak i ja do Ciebie powróciłem
I teraz My razem w domu naszym
Rozkoszy doznając w spełnieniu wspólnym
Gdy każde z Nas odnalazło to drugie
Jakże serce moje się raduje
Gdy na myśl samą, o tym czasie błądzeniu
Przyszedł ten moment w tym dochodzeniu
Każde z Nas w swym osamotnieniu
Miało dość już tych chwil niepełnych
By wyciągnąć do siebie ręce i w uścisku silnym
W ramiona swoje wpaść i nie puścić nigdy
Jak dziecko, które rodzica nie widząc czas długi
Tak radość ma była, gdy wróciłem ze swej żeglugi
Jak statek po mieliźnie, trąc swym kadłubem
Który w końcu z wiatru powiewem, w żagle go złapał
Tak i ja mogłem wypłynąć, na wody szerokie
A Ty wiatrem mym, masztem w statku rdzeniu
Mowy nie ma o żadnym niepowodzeniu
Więc wiej wietrze, ja kurs obrałem
Zwrot szybki na wiatr, przez rufę wybrałem
By płynąc stale bajdewindem prawym
I dopłynąć do celu, w zamierzeniu Naszym
Sztorm przy Tobie jak powiew o poranku
Nic nie znaczy, gdy Ty sterem moim
Ja zajmę się wszystkim, tu na tym pokładzie
Tobie jak nigdy ufając, na przeszłości przykładzie
Poznanie
Moje życie toczy się dalej
Po smutkach wszelkich i rozpaczy głębokiej
Odnalazłem i zakochałem się w sobie
Na rozstaju dróg, znalazłem się
A Ty znalazłaś mnie
Jak? Ano tak, po prostu, napisałaś
Dar to dla mnie wielki jest od losu
Gdy w tych chwiejnych chwilach życia
Znalazłem ukojenie w Twoich listach
Wielki czar i powab bijący z Twoich oczu
Wrócił mi z powrotem spokój
I spokój ten, co niedawno mi się zagubił
Znalazłem z powrotem
Życie, cudowne i straszne czasem zarazem
Tworzy swoją opowieść
A ja, jak aktor na scenie
Raz tu, raz tam, gram swoje kwestie
Wdzięczność mą masz, za odwagę swą
Gdy piszesz do nieznajomego
Ale ja wiem, że wszyscy znamy się
I my również znamy się, nie od dziś
Pamiętasz? Niestety, ja nie
Ale cały w tym urok, w tym życiu całym
Że poznać się na nowo, jest możliwe
Ale jak wybierzesz? Serce niech Ci powie
Ono zna odpowiedź każdą
Ja i tak szczęśliwy i w szczęściu pozostanę
Bo pomogłaś, chcąc lub nie
Oświetlając mi przyszłość mą
Teraz jestem w sobie i tu pozostanę
Do momentu kiedy przeczytam Twoją wiadomość
A wtedy znowu, z uśmiechem do siebie powrócę
Cierpliwie czekając, na Ciebie i Twój list.
sierpień 2017
Wcześniejsze
Narodziny
Jestem Kim Jestem, tym razem człowiekiem
Zjawiłem się tu, w poszukiwaniu najcenniejszego ze skarbów
Słyszałem, że on ukrywa się tu, na Ziemi
Szukałem wszędzie, wcielenie za wcieleniem
Byłem w każdym zakątku planety
We wszystkich dolinach i wzgórzach
Na szczytach każdej z gór
Na dnie każdej z wód
W każdej jaskini i w miejscach niedostępnych
Zdobyłem wszystko, co skarbem jest dla innych ludzi
Lecz nie dało mi to spokoju
Nie zaspokoiło to mej potrzeby
Gdzie jeszcze nie szukałem?
Gdzie jeszcze muszę się udać?
Długi czas nie robiłem nic
Zastanawiając się co dalej
Długo przebywałem w ciszy
Gdy usłyszałem nagle „nie szukałeś w sobie”
Skąd ten głos, od kogo pochodzi?
Przy mnie nie ma nikogo, więc kto to powiedział?
Co to znaczy szukać w sobie?
„Serce, zacznij od serca”, co to znaczy?
No tak! Z wszystkich miejsc jakie zwiedziłem
Z wszystkich krajów w których byłem
Wszędzie gdzie szukałem
Zapomniałem o jednym miejscu
O swoim wnętrzu, sercu
Więc sprawdziłem, zajrzałem i zobaczyłem
Wielkie wrota zdobione z kamienia
Z klejnotami wszelkiego rodzaju zdobione
Stały mi naprzeciw
Otworzyłem je i ujrzałem
Nieprzeniknioną ciemność
Czerń paniką mnie ogarnęła
Strach przeleciał mi po ciele
Bałem się, lecz odwaga ma
Mocniejsza niż każdy lęk
Pierwszy krok i drugi
Ciemność znika powoli, jakby świt zawitał
Mgła nieprzejrzystości unosi się
I widać już pierwsze rysy
Coś widać, ktoś się wyłania
Postać siedząca, stół, a wokół nic
Noga na nodze, kawa na stole i papieros w ręku
Na stole szkatuła, niewielka, wysadzana diamentami
Podchodzę zaciekawiony i zdziwiony zarazem
„Witam, kim jesteś?” Zapytałem
„Ja Jestem to Ja Jestem”
„Czyli kim? Nic nie rozumiem
Co tu robisz? Czy tu nie moje serce?”
„Czekałem na Ciebie i zjawiłeś się”
„Czekałeś na mnie? A czego chcesz ode mnie?”
„Od Ciebie nie chcę niczego, ale Ty…
Jesteś w podróży
Ile to już czasu, poszukiwania Twoje trwają?
Przemierzałeś krainy, życie za życiem
Rodziłeś się i umierałeś i wciąż próbowałeś
Szukasz skarbu, ale czy wiesz czym on jest?
Miałeś i posiadłeś wszystko co tylko można zdobyć
Lecz zawsze czułeś, że to nie tego pragniesz”
„Więc czego pragnę? Za czym tak biegam?”
„Spójrz, na to. Tam znajdziesz to, czego szukasz
W niej znajdziesz wszystko, czego pragniesz”
Oczy moje na szkatule spoczęły
Podszedłem i ją otworzyłem
Oczom moim blask się ukazał
Lecz nie oślepiał jak znane mi światło
Po chwili już nie byłem starym sobą
Przypomniałem sobie wszystko
Każde z żyć którym żyłem
Wszystkie koleje losu
Zrozumiałem Kim Jestem
Ja Jestem, Ja Jestem!
Przypomniałem sobie, że wszystko i zawsze było we mnie
Kreatywność, twórczość, pasja
Miłość i współczucie
Wszystkie cechy Stwórcy, wszystkie jego przymioty
Każde z jego talentów, jego przywilejów
Jestem Nim a On jest Mną
Jestem Kim Jestem, Bogiem Człowiekiem
Wcielonym w ciało ucieleśnieniem Boga
Centrum, źródłem, osią, rdzeniem wszystkiego
To Ja jestem skarbem, to siebie zawsze szukałem
Siebie, zawsze miałem siebie przed nosem
I nigdy na to nie wpadłem
Boże drogi, dziękuję Ci za to wszystko
Dziękuję, że istnieję, dziękuję, że jestem, za życie wieczne
Już nie jestem taki sam jak wcześniej, dziękuję
Doświadczenie to jak nigdy wcześniej było
Spojrzałem znów na istotę z papierosem w ręku
Popijającą kawę i skierowanym do mnie uśmiechem
„Dziękuję Ci Moja duszo, Dziękuję Ci Allumie
Za cierpliwość, za czekanie, za wiarę we mnie
Pragnę teraz wszystko robić z Tobą
Pragnę teraz przeżywać się razem z Tobą
Jako jedno, razem stopieni w jedności”
„Pawle drogi, za każdym razem kiedy schodziłeś znów
I rodziłeś się na nowo
Zapalałem papierosa i parzyłem kawę
Z ufnością, że kiedyś nadejdzie ten dzień
Kiedy pojawisz się i powiesz właśnie to
Od zawsze stanowimy jedność
Jednak nie zawsze mogłem stąd wyjść
Powstrzymywany przez Twoje dążenia
Lecz teraz, kiedy jesteś tu
I wypowiadasz te słowa
Raduję się w zachwycie cały
Teraz mogę wstać, kawa skończona
Papieros się dopala i czas w drogę ruszać”
„Powiedz Moja Duszo, co teraz?”
„Teraz Kochany, doświadczymy życia
Nowego życia na nowo
Jak nigdy wcześniej, do samego końca
Jako jedna Istota, nowonarodzona”