DLACZEGO WCIĄŻ ZADAJĘ PYTANIA, A TAKŻE O KSIĄŻKACH I PRZEKAZACH

Kolega zapytał mnie dlaczego w moich artykułach wciąż zadaje pytania, dlaczego coraz mniej piszę o sobie i jak to było ze mną w opisywanych przeze mnie sprawach. Pytania zadaję dlatego bo nie mam na nie jednoznacznej odpowiedzi, tzn nie mam takiej odpowiedzi, która przelana na słowo pisane, miałby jakiś sens. Mam odpowiedzi w sobie, są to moje odpowiedzi, dotyczą tylko mojej osoby i mojego życia. Nie widzę większego sensu w zalewaniu innych moimi odpowiedziami, podpowiadaniu tego co jest prawdą a co nią nie jest. Moje odpowiedzi są moją prawdą i nie muszą być prawdą innych. Nie chcę też być kolejną osobą serwującą innym zewnętrzną prawdę, prawdę innych ludzi, czy wiedzę książkową.

Jest tyle książek, mają w sobie tyle wiedzy. Nie wiem czy jestem w stanie napisać coś nowego, coś o czym nikt inny wcześniej by nie napisał. Dla mnie osobiście napychanie kolejnymi porcjami wiedzy przynosi więcej szkody niż pomocy.
Tak dla przykładu: Miałam ostatnio klientkę, która przyszła po pomoc, ale nie pozwalała sobie pomóc. Ta dziewczyna miała niesamowitą wiedzą, wyglądało na to że przeczytała wiele, wiele książek. Na każde moje pytanie odpowiadała, że ona o tym wie, czytała o tym i że to jej na pewno nie dotyczy. Ani razu nie podjęła wysiłku, by odpowiedzieć na pytania które zadawałam. Ani razu nie pokusiła się o poczucie odpowiedzi. Ona te odpowiedzi wymyślała, pomagając sobie nabytą z książek wiedzą. Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że każde przeczytane mądre słowo, stanowiło kolejną cześć zbroi w którą się odziała. Właśnie tak postrzegam wszystkich oczytanych. Mają tak wiele wiedzy, nabytej mądrości książkowej, tak wiele informacji, że praktycznie niemożliwym staje się przebicie przez skorupę którą sobie z tej wiedzy utworzyli. Ta wiedza jest jak sterydy dla ich umysłu, napędza go, pozwala dyskutować, odpowiadać na każde pytanie, zagłuszając odpowiedzi serca.

Zadaję tyle pytań dlatego, bo uważam że serce automatycznie odpowie na każde pytanie. Możliwe, że nie odpowie pełnym zdaniem, a zrobi to tylko za pomocą impulsu. Możliwe, że chwile potem umysł będzie się starał zagłuszyć ten impuls kontrargumentami, przykładami, sprzeciwem w każdej postaci. Ale sam fakt że pojawił się impuls z serca jest bardzo znaczący. Mam też nadzieje, że im więcej jest pytań, tym bardziej znudzony będzie umysł, tym mniej będzie mu się chciało odpowiadać, a serce i tak odpowie pyknięciem czy impulsem. Wierze w to, że w pewnym momencie, tych pyknięć serca będzie tak dużo, że umysłowi nie da się tego zagłuszyć.

Przyznaję, że praktycznie zaprzestałam czytania literatury duchowej. Tylko kilka książek wciąż czytam i to z wielką namiętnością i które to książki są jak balsam dla mojego serca. Przy tej właśnie okazji chciałabym polecić książki Władimira Megre „Anastazja”. Jest to seria, na razie ośmiu książek, napisana bardzo prostym językiem, opisująca proste rzeczy i zjawiska. Od razu mówię, że książki te nie dają żadnej pożywki umysłowi i dlatego wiele osób poszukujących kolejnej porcji czystej wiedzy, te książki odrzuca.

Serię tą poleciłam praktycznie każdej znajomej osobie i czasem zaskakiwały mnie informacje zwrotne które od nich otrzymywałam. Ktoś tam nie przeczytał książki bo nie podobała mu się okładka. Inna osoba w księgarni otworzyła książkę na przypadkowej stronie i przeczytała kilka zdań i te zdania nie miały dla niej sensu, wiec zniechęciła się do książki. Jeszcze ktoś przeczytał ostatnią cześć i nie za bardzo ją rozumiał. Ja osobiście dostałam tę książkę na urodziny i musiało minąć kilka miesięcy zanim po nią sięgnęłam. Myśli, które miałam a które powodowały te opóźnienie, były niesamowite. Tak, jakby mój umysł podpowiadał mi, że książka jest do niczego i że nie warto po nią sięgać. Tak samo jak, moim zadaniem, umysły tych innych osób kazały im osądzać książkę po okładce lub kilku zdaniach wyrwanych z kontekstu. Tak często umysł zrobi wszystko aby nie dopuścić do nas tego, czego na prawdę potrzebujemy.

Ważne też aby, po przeczytaniu tych książek czy ich fragmentu, zadać sobie pytanie o to jak się czujesz po jej przeczytaniu, a nie o to co o tej książce myślisz. Gdy zadasz pytanie o to, co myślisz to skontaktujesz się z opinią twojego umysłu na ten temat. Zadaj sobie wiec pytanie o to jak się czujesz po przeczytaniu? Czy czujesz się inaczej niż przed tym jak do tej książki zasiadłeś? Jakie uczucia w tobie zagościły?

Czasem jeszcze znajomi podsyłają mi fragmenty książek czy przekazów, które na nich zrobiły wielkie pozytywne lub negatywne wrażenie. Muszę przyznać, że treść tych przekazów mnie zaskakuje i to dość negatywnie. Nie tylko ja zauważam, że przekazy coraz częściej nie przekazują prawdy. Najczęściej dają ludziom kolejny powód by szukać przyczyny swoich nieszczęść w innych.

Sama jeszcze nie dawno tłumaczyłam przekazy Tobiasza i wciąż dźwięczą mi w głowie zdania o tym, że bierzemy na siebie myśli i problemy innych. Gdy wtedy tłumaczyłam ten tekst, to wydawało mi się to takie piękne. Było tym czego potrzebowałam – zapewnieniem, że moje problemy nie są moimi problemami, że zawinił ktoś inny a ja jestem tylko ofiarą. Jestem ofiarą tego kogoś albo ofiarą tej części mnie, która zdecydowała się wziąć problemy innych na siebie. Z myślą, że jestem ofiarą, że mam na sobie problemy innych, niewiele mogę zrobić. Mogę powiedzieć, że chciałam podoświadczać problemów innych związanych z brakiem pracy czy z biedą, ale czy jest to powód dla którego nie mam teraz pracy czy też jestem biedna? Jeśli faktycznie nie mam pracy i cierpię biedę, to czyj to jest problem? Innych czy mój? Jeśli rzeczywiście wzięłam od innych jakiś ich problem – przykładowo biedę – to zrobiłam to tylko dlatego, że miałam w sobie zapotrzebowanie na ten stan. Przyciągnęłam tę biedę, bo moje wewnętrzne ograniczenie, przyciągnęło te zewnętrzne ograniczenia. Nie jest w stanie przyjść do nas nic, na co nie mamy wewnętrznego zapotrzebowania.

Ostatnio otrzymałam interesujący fragment o tym, że często negatywne myśli które słyszymy w głowie są myślami które ktoś inny o nas myśli. Niestety w tej dziedzinie wciąż nic się nie zmieniło: jeśli masz w głowie negatywne myśli czy uwagi na swój to, są to twoje myśli na twój temat. Za każdym razem gdy wmawiasz sobie, że ta negatywna myśl o tobie jest tym co ktoś inny o tobie pomyślał, odbierasz sobie tym szanse na dowiedzenie się czegoś o sobie. Masz w swojej głowie negatywną informację na swój temat, więc możesz się tym zająć, coś z tym zrobić. Wtedy kiedy te informacje nazywasz myślami innej osoby o tobie – to nie wiele możesz z tym zrobić – bo nic nie da się zrobić z tym co ktoś inny o tobie myśli i zapewne do końca życia będziesz wysłuchiwać tych negatywów.

Ciekawi mnie jedna rzecz: osoby które faktycznie i do końca uporały się ze swoją niską samooceną, nie słyszą w głowie negatywnych myśli na swój temat. Nie mają manii prześladowczej że ktoś inny o nich źle myśli. Ja sama jestem tego przykładem - jestem osobą która miała bardzo niską samoocenę. Dużo czasu zajęło mi pozbycie się jej i nabycie prawdziwej opinii na swój temat. Nie objawia się to tym, że teraz słyszę same pozytywy w mojej głowie albo słyszę w głowie pozytywne myśli innych o mnie. Teraz mam świadomość że nie jestem punktem centralnym myśli innych osób, że nie jestem osobą o której plotkują. Wiem, że ludzie mają ciekawsze zajęcia niż myśleć negatywnie czy pozytywnie na mój temat. Tak samo jak ja mam ciekawsze zajęcia niż myśleć o kimś pozytywnie czy negatywnie. Ja sobie po prostu jestem. Jestem jaka jestem i dobrze mi ze sobą. Ale gdybym zdecydowała się wytwarzać i wierzyć w iluzje, że ludzie o mnie myślą, krytykują mnie, obgadują to wtedy bardzo krótka jest droga od iluzji do rzeczywistości. Wtedy wręcz zmuszałabym innych by o mnie myśleli, moją energia wywierałabym presję, wręcz błagając ich dusze o to by dostarczyli mi to, w co tak usilnie wierzę. Osoba która nie ma lęku przed byciem ocenioną przez innych – nie jest przez innych oceniana.

Kiedyś bardzo chciałam być jasnowidzem, wiedzieć co inni myślą. Teraz wiem, że pragnęłam tego by upewnić się czy myśli innych o mnie, są na prawdę aż tak negatywne jak mi się wydawało. Nawet ludzie którzy mówią, że słyszą co inni myślą, widzą ich myśli czy nastawienie – używają do tego czakry trzeciego oka, czyli czakry myślokształtów. A czym są myślokształty? Czyli wygląda to mniej więcej tak, że osoba jest zanurzona we własnych ograniczeniach i właśnie z tej perspektywy stara się usłyszeć czy zobaczyć co myśli inna osoba. Albo może jeszcze inne porównanie: to wygląda tak jakby osoba która stara się poznać myśli innych, miała na nosie magiczne lustrzane okulary, które pozwolą jej poznać tylko te myśli, które są lustrzanym odbiciem tego co ta osoba ma w sobie. Czy jest możliwe, że ta osoba usłyszy to co naprawdę jest tym co druga osoba myśli, czy tak naprawdę dostrzega swoje własne ograniczenie w głowach innych? Jedynym „mechanizmem” pozwalającym poznać prawdę drugiego człowieka, jest serce. Serca nie da się zmanipulować aby powiedziało nam rzeczy, które chcemy usłyszeć, aby pokazało nam rzeczy, myśli które na nasze własne żądanie będą nas krzywdzić.

Jak czujesz, co inni o tobie myślą? Jaki masz dowód, że ludzie faktycznie tak o tobie myślą? Czy może jednak są tam twoje myśli na twój temat? Często tak długo pracujesz nad sobą, nad swoją samooceną, aby była w końcu pozytywna? Czy myślisz, że jeśli twoja praca nad tym trwa już miesiąc, rok, dekadę to znaczy że twoja samoocena już jest pozytywna, a te myśli które słyszysz nie mogą być twoje ze względu na twoją pracę nad tym tematem? Czy na pewno? Czy może jeszcze, po prostu, do końca nie rozprawiłeś się z jakąś negatywną myślą na swój temat? Jakie masz korzyści z tego, że według ciebie inni o tobie myślą, rozmawiają? Czy czujesz się przez to osobą wartą zainteresowania – bo inni o tobie myślą, nawet jeśli to myślenie jest negatywne? Czy czujesz się osobą kontrowersyjną – bo wydaje ci się, że ludzie myślą o tobie negatywnie? Czy czujesz że jesteś widoczny i zauważalny dla innych, bo wydaje ci się że o tobie myślą? Kiedy będziesz gotowy poczuć się osobą interesującą, nawet jeśli inni nie dają ci dowodów na to, że się tobą interesują? Kiedy poczujesz się interesujący tak po prostu? Interesujący dla siebie a nie dla innych?

Dlaczego, zamiast rozprawić się ze swoimi ograniczeniami, pozbawiasz się takiej możliwości mówiąc, że to są ograniczenia innych, myśli innych, opinie innych? Przecież jeśli masz je w sobie, to one są przede wszystkim Twoje.